Recenzja filmu

Lawstorant (2005)
Mikołaj Haremski
Zbigniew Buczkowski
Michał Wiśniewski

Bank wygrywa

"Życie moje sen wariata, nie pojmuję tego świata..." mógłby zaśpiewać za Tomkiem Makowieckim tytułowy <b>"<a href="http://lawstorant.filmweb.pl/">Lawstorant</a>"</b> czyli Boguś. A ja bym szybko
"Życie moje sen wariata, nie pojmuję tego świata..." mógłby zaśpiewać za Tomkiem Makowieckim tytułowy "Lawstorant" czyli Boguś. A ja bym szybko się do niego dołączyła, bo również nie pojmuję świata wykreowanego przez twórców filmu. Fabuła jest niejasna, nielogiczna, "zaskakujące" zwroty akcji, owszem, zaskakują, bo po prostu nie wiadomo, o co chodzi. Dopiero zakończenie tłumaczy bieg wypadków. 100 minut za późno. "Lawstorant" to kuriozum, składające się z klisz językowych, cytatów filmowych, bogato omaszczone garścią banałów, głupawych odzywek oraz rozmów - jakby powiedział niezrównany Osiołek ze "Shreka" - "takich o życiu i śmierci". Moim faworytem jest kwestia: "Płaci cynamonem z gaci". Żonglowanie znanymi motywami to gra o wysoką stawkę. Albo rozbije się bank, albo wróci do domu z pustymi kieszeniami. W tym przypadku bank jest górą. Ale o co chodzi? Boguś wychodzi z więzienia, w którym prawdopodobnie siedział za drobne oszustwa. Skrzykuje kumpli - kloszarda Kazia, hazardzistę Fraglesa (czy też ze względu na oryginalność wypowiedzi - Frazesa), kochankę Monikę, pożycza okrągłą sumkę od gangsterów. Inwestuje ją w firmę-krzak. Skupuje od producentów towar - trumny, ogórki, dżemy, które chce odsprzedać z dużym zyskiem. Ma to być jego wielki sztos, skok życia, po którym Boguś przejdzie na zasłużoną emeryturę. W międzyczasie czaruje kobiety (sztuk: 4) i wyciąga od nich pieniądze w zamian za czułe słówka. Lawstorant-słowo bowiem to takie dwa w jednym - połączenie bajeranta z naciągaczem. Lawstorant-film zaś to wiele w jednym; bajaderka i bigos. Oczywiście trudno uwierzyć, by scenarzysta-debiutant, pisał skrypt z całą powagą. Choć na pastisz film jest i za mało śmieszny, i za mało zgrabny. Scenariusz przypomina efekt końcowy twórczości zbiorowej, zapis burzy mózgów. Podejrzewam wręcz, że "Tadeusz Porębski" to pseudonim artystyczny innych twórców. W końcu "Lawstorant" to historia z potrójnym dnem, więc taki zabieg nie byłby dużym zaskoczeniem. Zaskakuje natomiast montaż doświadczonego Jarosława Kamińskiego (m.in. "Żurek"). Czym? Tym, że go widać. Szybkie tempo zmiany ujęć, przebitki typu "bohater mówi o ruletce, to pokażmy ją" wprowadzają chaos w warstwie wizualnej. Przez to film ogląda się źle. A wszystko to z muzyką autorstwa dwoje z Ich Troje w tle, która wyjątkowo dobrze ilustruje świat drobnych cwaniaczków. Jedyny powód, dla którego można zobaczyć "Lawstoranta" to główna rola Zbigniewa Buczkowskiego. Mimo słabego materiału jego grze nie można nic zarzucić. A Michał Wiśniewski? Gra tak jak śpiewa. Jedni z zasady będą go krytykować, inni dokładnie z tego samego powodu chwalić. Ocenić go trudno, przy tak kiepskim scenariuszu wykazać się specjalnie nie mógł. Twórcy filmu grają znaczonymi kartami i jeśli komuś nie przeszkadza, że zostanie okantowany, to proszę bardzo, może "Lawstoranta" obejrzeć. Ja pasuję.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones